Mam wzloty i upadki
Dla wczoraj
Wzloty i upadki
Dla Ciebie i dla mnie
Wzloty i upadki...
Zamierzam zobaczyć się z przyjaciółmi
Poza stanem
Już marzyłem, że to Ty
Dawno temu miało to zająć chwilę
Ale już po wszystkim
Tak jak z Tobą
Myślałem, że zrobię sobie przejażdżkę
Ale samolot
Jest w powietrzu
Tak po prostu mój strach zniknął
Jak cała Ty
Smutnym wzrokiem śledziłem kolejne mijane budynki.
Zielone tablice Brimington był już daleko za nami. Zostawiłem za sobą
miasto mojej księżniczki. Podjąłem decyzję. Ale w tamtej chwili część
mojego serca zdawała się umierać. Czułem się jakbym zignorował ogromny
dar od losu, przeznaczenie. Coś z siebie zostawiłem w tym mieście. I
myślę, że oddałem jej kawałek duszy.
Może zrobiłem sobie niepotrzebną nadzieję? Może nie powinienem był się z
nią spotykać? Ona zdawała się być zainteresowana i obojętna
jednocześnie. Była taka tajemnicza i wiedziała o mnie tak wiele.
Wiedziała co czuję, czego chcę... To trochę przerażające, ale ja
potrzebowałem kogoś takiego. Kogoś, kto zrozumie mnie bez słów. Ona tak
potrafiła.
Ale teraz za późno. Brimington już za mną. Cała przeszłość już za mną. Muszę pogodzić się z tym, że nigdy więcej jej nie zobaczę...
- Nathan? - czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak? - powoli odwróciłem głowę.
- Wszystko w porządku?
Tom. Jak zwykle martwił się o mnie. Przejmował się nami wszystkimi, naszymi kłopotami. To dzięki niemu zawsze wychodziliśmy na prostą. Gdy nam się coś nie udawało, gdy się pokłóciliśmy, gdy byliśmy smutni... Przychodził Tom. Zdawał się być kimś innym niż tylko przyjaciel. Można by go określić starszym bratem, ale właściwie czasami to on był naszym ojcem zespołu. Był najstarszy, ja najmłodszy, ale mimo tego to właśnie on był moim najlepszym przyjacielem. Wspierał mnie niezależnie od tego czy sprawa była błaha jak zgubienie ulubionego full-capa, czy poważna, jak ciężar tej decyzji.
- Nic nie jest w porządku - mruknąłem, wlepiając wzrok w szybę.
- Co tym razem? - zajął miejsce obok mnie.
- Spotkałem dziewczynę - wyrzuciłem z siebie.
Poczułem się nawet trochę lepiej.
- I?
- Ona tam została - szepnąłem. - I pewnie więcej się nie zobaczymy.
- Aż tak?
- Zastanawiałem się nawet czy tam nie zostać...
- Co?
- Ale wy i zespół jesteście dla mnie najważniejsi... - kontynuowałem monotonnym tonem.
- Posłuchaj, Nathan. Jeżeli to na prawdę przeznaczenie, to tak łatwo go nie wyminiesz. Pamiętaj, my wszyscy chcemy dla Ciebie jak najlepiej. I trzymam kciuki za sprawę z tą dziewczyną. Wydaje się być wyjątkowa, skoro zawróciła w głowie mojemu małemu Nate'owi - poklepał mnie po ramieniu, wstając. - Zakładam, że chcesz jeszcze pobyć sam, czekamy na Ciebie. Do później.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się delikatnie.
Może miał rację? Przecież zwykłym wyjazdem nie można całkiem obrócić pomyślnej karty. Zwykłą odległością nie można zniszczyć przeznaczenia. Tym bardziej, że ta dziewczyna była na prawdę wyjątkowa. I definitywnie była dla mnie kimś więcej niż zwykłą koleżanką, którą znam dwa dni. Te dwa spotkania wystarczyły, abym był całkowicie nią oczarowany. Była prawdziwszą księżniczką niż te z marmurowych pałaców.
- Może jest syrenką? - szepnąłem do siebie, po czym uderzyłem się otwartą dłonią w twarz.
I tak zepsułem moje poważne przemyślenia. Widocznie wystarczy mi samotności, bo zaczyna mi już szkodzić. Ostatni raz spojrzałem za okno, po czym wstałem z zajmowanego przez siebie przez blisko dwie godziny miejsca i skierowałem się do chłopaków.
Siedzieli we czwórkę na środku tour busa i grali w karty, przekrzykując się wzajemnie. Zadziwiające, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi pogrążony w myślach. Podszedłem bliżej i oparłem się o ściankę, uśmiechając się delikatnie.
- Ty oszukujesz! - odezwał się Jay, rzucając kartami.
- To nie moja wina, że potrafię grać - uniósł ręce Max.
Chwilę później zaczęli się kłócić, trochę jak dzieci o zabawkę. Właściwie to było całkiem słodkie. Roześmiałem się, klaszcząc w ręce jak po dobrym przedstawieniu. Ich głowy automatycznie obróciły się w moją stronę. Max, Jay i Siva patrzyli na mnie mniej więcej jakby zobaczyli ducha - zakładam, że nie spodziewali się mnie. Natomiast Tom uśmiechnął się i momentalnie stał przy mnie przytulając mnie przyjacielsko.
- Lepiej? - zapytał.
- Jak po zjedzeniu Snickersa - uniosłem kciuk w górę, pokazując "like'a".
- Nareszcie - odetchnął Jay.
- Wręcz nie mogę się doczekać, kiedy ten zwrot znów mi się znudzi - Max wyrzucił ręce w górę w geście widocznej ulgi. - Grasz z nami?
- Pewnie.
Ale teraz za późno. Brimington już za mną. Cała przeszłość już za mną. Muszę pogodzić się z tym, że nigdy więcej jej nie zobaczę...
- Nathan? - czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak? - powoli odwróciłem głowę.
- Wszystko w porządku?
Tom. Jak zwykle martwił się o mnie. Przejmował się nami wszystkimi, naszymi kłopotami. To dzięki niemu zawsze wychodziliśmy na prostą. Gdy nam się coś nie udawało, gdy się pokłóciliśmy, gdy byliśmy smutni... Przychodził Tom. Zdawał się być kimś innym niż tylko przyjaciel. Można by go określić starszym bratem, ale właściwie czasami to on był naszym ojcem zespołu. Był najstarszy, ja najmłodszy, ale mimo tego to właśnie on był moim najlepszym przyjacielem. Wspierał mnie niezależnie od tego czy sprawa była błaha jak zgubienie ulubionego full-capa, czy poważna, jak ciężar tej decyzji.
- Nic nie jest w porządku - mruknąłem, wlepiając wzrok w szybę.
- Co tym razem? - zajął miejsce obok mnie.
- Spotkałem dziewczynę - wyrzuciłem z siebie.
Poczułem się nawet trochę lepiej.
- I?
- Ona tam została - szepnąłem. - I pewnie więcej się nie zobaczymy.
- Aż tak?
- Zastanawiałem się nawet czy tam nie zostać...
- Co?
- Ale wy i zespół jesteście dla mnie najważniejsi... - kontynuowałem monotonnym tonem.
- Posłuchaj, Nathan. Jeżeli to na prawdę przeznaczenie, to tak łatwo go nie wyminiesz. Pamiętaj, my wszyscy chcemy dla Ciebie jak najlepiej. I trzymam kciuki za sprawę z tą dziewczyną. Wydaje się być wyjątkowa, skoro zawróciła w głowie mojemu małemu Nate'owi - poklepał mnie po ramieniu, wstając. - Zakładam, że chcesz jeszcze pobyć sam, czekamy na Ciebie. Do później.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się delikatnie.
Może miał rację? Przecież zwykłym wyjazdem nie można całkiem obrócić pomyślnej karty. Zwykłą odległością nie można zniszczyć przeznaczenia. Tym bardziej, że ta dziewczyna była na prawdę wyjątkowa. I definitywnie była dla mnie kimś więcej niż zwykłą koleżanką, którą znam dwa dni. Te dwa spotkania wystarczyły, abym był całkowicie nią oczarowany. Była prawdziwszą księżniczką niż te z marmurowych pałaców.
- Może jest syrenką? - szepnąłem do siebie, po czym uderzyłem się otwartą dłonią w twarz.
I tak zepsułem moje poważne przemyślenia. Widocznie wystarczy mi samotności, bo zaczyna mi już szkodzić. Ostatni raz spojrzałem za okno, po czym wstałem z zajmowanego przez siebie przez blisko dwie godziny miejsca i skierowałem się do chłopaków.
Siedzieli we czwórkę na środku tour busa i grali w karty, przekrzykując się wzajemnie. Zadziwiające, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi pogrążony w myślach. Podszedłem bliżej i oparłem się o ściankę, uśmiechając się delikatnie.
- Ty oszukujesz! - odezwał się Jay, rzucając kartami.
- To nie moja wina, że potrafię grać - uniósł ręce Max.
Chwilę później zaczęli się kłócić, trochę jak dzieci o zabawkę. Właściwie to było całkiem słodkie. Roześmiałem się, klaszcząc w ręce jak po dobrym przedstawieniu. Ich głowy automatycznie obróciły się w moją stronę. Max, Jay i Siva patrzyli na mnie mniej więcej jakby zobaczyli ducha - zakładam, że nie spodziewali się mnie. Natomiast Tom uśmiechnął się i momentalnie stał przy mnie przytulając mnie przyjacielsko.
- Lepiej? - zapytał.
- Jak po zjedzeniu Snickersa - uniosłem kciuk w górę, pokazując "like'a".
- Nareszcie - odetchnął Jay.
- Wręcz nie mogę się doczekać, kiedy ten zwrot znów mi się znudzi - Max wyrzucił ręce w górę w geście widocznej ulgi. - Grasz z nami?
- Pewnie.
~*~
Jako pierwszy wyskoczyłem z pojazdu, wdychając
świeże powietrze. Zatrzymałem się przed grupką ludzi, rozglądając się.
Ostatni raz zaciągnąłem się tlenem i ruszyłem powoli do przodu. Z
wielkim uśmiechem wręcz przyklejonym do ust, aczkolwiek bardzo szczerym
zacząłem robić sobie zdjęcia z fanami, rozdawać autografy... Rutyna.
Bardzo przyjemna, gdyby patrzeć na to z dobrej strony. To co tu się
działo, było nie do opisania. Atmosfera, która tu panowała była
przepełniona miłością i ciepłem. Coś niesamowitego. Stojąc już przy
drzwiach hotelu obok ochroniarza, pomachałem im jeszcze rzucając 'mam
nadzieję, że jeszcze się zobaczymy' i wszedłem do środka. Zaczekałem
chwilę na chłopaków, po czym wszyscy podeszliśmy do Kevina, aby odebrać
od niego kluczyki do zamówionych pokoi.Kiedy znalazłem się w swoim apartamencie moim pierwszym priorytetem było padnięcie na miękkie łóżko. Ułożyłem się wygodnie, podkładając dłonie pod głowę. Westchnąłem z ulgą. Ten dzień na moje szczęście już się kończył. Poprawiłem poduszki pod głową strzepując je, a następnie układając od największej do najmniejszej. Przeczesałem swoje brąz włosy palcami, zastanawiając się, co mogłabym robić. Twitter, przemknęło przez moją głową. Odszukałem w kieszeni mojego iPhone'a i odblokowałem ekran, przesuwając po nim palcem. Działając jak automat włączyłem WI-FI i zalogowałem się na konto. Wysłałem tweeta o tym co u mnie. O, właściwie okłamałem naszych fanów, bo prawda jest taka, że wszystko co czułem nie zmieściłoby się w 140 znakach. Zablokowałem aparat i położyłem go na brzuchu.
Miałem całe popołudnie dla siebie. Pomysł spaceru znów wydał mi się odpowiedni. Manchester, rodzinne miasto Maxia. Warto się przespacerować. Wstałem zgarniając swoje rzeczy z szafki, na którą były chaotycznie rzucone zaraz po wejściu do pokoju. Z wierzchu walizki wyjąłem bluzę. Zarzuciłem ją na siebie, do kieszeni spodni wsunąłem telefon razem ze słuchawkami i portfel. Byłem gotowy. Zbiegłem po schodach, rozglądając się, czy aby ktoś nie chce mnie zatrzymać przed przechadzką, po czym opuściłem hotel awaryjnymi drzwiami. Kiedy tylko wyszedłem poza obszar budynków, zimny wiatr od razu dmuchnął w moją twarz. Naciągnąłem na głowę kaptur szarej bluzy. Wyjąłem telefon, starając się, odnaleźć się w mapach google. Przesunąłem palcem po ekranie, przewijając mapkę dzielnicy, w której się znajdowałem.
Uśmiechnąłem się, odnajdując park, po czym skierowałem swoje kroki w jego stronę. Muszę przyznać, że to było bardzo malownicze miejsce. Zielona trawa raziła w oczy swoją intensywnością barwy, a wysokie, stare drzewa dawały przyjemny cień. Usiadłem na drewnianej ławeczce na przeciwko fontanny i przyglądałem się ludziom obok mnie. Jakaś dziewczynka wyrywała się swojemu bratu, aby wbiec do fontanny, jakaś staruszka czytała książkę, dwójka dzieci biegała dookoła, ochlapując się wodą.
Jednak moją uwagę przykuło coś innego. Wysoki blondyn, mniej więcej w moim wieku i urocza szatynka za pewne niewiele młodsza od niego. Trzymając się za ręce przemierzali park. Co chwila uśmiechali się do siebie, całowali się lub po prostu szczebiotali wesoło. Blondyn od czasu do czasu głaskał dziewczynę po lekko zaokrąglonym brzuchu. Widocznie spodziewali się dziecka. Widziałem szczęście w ich oczach, wzajemna miłość była wymalowana na ich twarzach.
Oglądając to wszystko, poczułem ukłucie w sercu. Tak bardzo nowe dla mnie, że ni wiedziałem co ze sobą zrobić. Skuliłem się i zaciągnąłem mocniej kaptur.
- Mogę jakoś pomóc? - usłyszałem obok siebie głos.
Podniosłem głowę, aby moje oczy zarejestrowały niską blondynkę. Jej niebieskie oczy wyrażały troskę. Pokręciłem powoli głową, po czym podniosłem się z ławki. Obdarzyłem dziewczynę ostatnim spojrzeniem, rzucając krótkie "dziękuję" w jej stronę i odszedłem.
~*~
- Nathan?! - spokojny sen przrwało mi głośne pukanie do drzwi.
- Jesteś tam?!
Poderwałem się z łóżka, sprawdzając telefon. Miałem masę nieodebranych połączeń, a zegar wskazywał trzydzieści minut po szóstej. Byłem spóźniony na próbę dźwięku, a chłopcy na pewno się o mnie martwili.
Podbiegłem do drzwi, przekręcając srebrny kluczyk i cofnąłem się instynktownie. Drewniane skrzydło omal nie wypadło z zawiasów.
- Nathan, znowu?! Dlaczego to ja zawsze dostaję najgorsze zadania? - prychnął James. - Zbieraj się, idziemy.
- Tak, tak, jasne - powtarzałem, zgarniając najpotrzebniejsze rzeczy.
- Jesteśmy już spóźnieni, Nath...
- Chwila - ogarnąłem wzrokiem pokój, po czym wypuściłem powoli powietrze. - Ok, możemy iść.
Próba minęła szybko, nawet bardzo.
I historia lubi się powtarzać, znów miałem wolną godzinę. Postanowiłem zostać na miejscu koncertu, żeby znowu się nie spóźnić. Poza tym byłem jeszcze trochę zaspany i potrzebowałem przebywania na dworze. Ta godzina wbrew pozorom minęła bardzo szybko. W między czasie przygotowałem się do koncertu, posłuchałem naszego supportu...
Aż nadeszła ta chwila. Jedna z chwil, które zapamiętuje się do końca życia. Ja na pewno zapamiętam każde wejście na scenę. Bo to jest coś, co warto pamiętać. Razem z chłopakami wbiegliśmy po kilku schodkach w górę, aby stanąć naprzeciw ogromnego tłumu.
Uśmiechnąłem się. Patrzyło na mnie tysiące oczu, ale nie czułem tremy, bo wrażenie, że to nie zwykli ludzie, ale rodzina towarzyszyło mi zawsze i wszędzie. Ogarnąłem grupę fanów z przodu. Mój wzrok momentalnie zatrzymał się na znajomej twarzy. Uśmiech momentalnie zszedł z moich ust, twarz pobladła, a serce zdawało się przestać bić. Do moich uszu dobiegł huk i pisk uderzającego o podłoże mikrofonu.
Ale teraz, kto wie?
Jest w tłumie na moim występie
Nic do stracenia
Stoi tu, w pierwszym rzędzie
Idealny widok
Przyszła sama po wszystkim
Stoi tu, w pierwszym rzędzie
Idealny widok
Przyszła sama po wszystkim
___________________________________________________
Hejjjjjjjjj
Okii.
Sprawa nr. 1.
ROZDZIAŁY JEDNAK W NIEDZIELE.
Sprawa nr. 2.
jeszt mi niezmiernie przykro że liczba komentarzy szpadła tak bardzo:cccccc
NO NICZ KOCHAM WAS I TO COŚ JEST DŁUGIE LMAO
BUUUUUUUZIII :**
Kocham, Kat.
Super <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nn
Pozdrawiam
KAT!
OdpowiedzUsuńPIĘKNIE!
ALE MOGŁAŚ MI POWIEDZIEĆ!
#sorrynotsorry, Gab.
OdpowiedzUsuńloffki :*
Świetny *.*
OdpowiedzUsuńAhh ten Nath :D
czekam na next'a ;***
*talent kat&gab ją poraził*
OdpowiedzUsuńwow! dziewczyny... to jest cudowne!
super rozdział:*
dziś wyjątkowo się nie rozpisuję, ake to jest FE-NO-ME-NAL-NE!
love, M. LL.
Świetny.<3
OdpowiedzUsuń